Trzecia dekada czerwca 1944 roku zapisała się w historii stosunków polsko-litewskich niechlubnie z obydwu stron. Wzajemna nienawiść osiągnęła swe apogeum – po obu stronach polała się krew wielu niewinnych ludzi.
Zaczęło się w Glinciszkach koło Podbrzezia. Był to majątek Jeleńskich, administrowany przymusowo przez Landbewirtschaftungsgesellschaft Ostland (LO) w grupie majątków, której dyrektorem był współpracujący z AK ziemianin z Rogówka pod Kownem Władysław Komar „Malutki” – notabene ojciec późniejszego mistrza olimpijskiego w pchnięciu kulą z Igrzysk w Monachium Władysława Komara.
20 czerwca nad ranem patrol V Brygady Zygmunta Szendzielarza „Łupaszki”, dowodzony przez Antoniego Rymszę „Maksa”, dokonał rekwizycji żywności i paszy dla koni w wyżej nadmienionym majątku. Gdy partyzanci z zarekwirowanymi dobrami wracali do swojej bazy, zostali zaatakowani przez litewskich policjantów z Podbrzezia. W potyczce tej zginęło 4 będących na służbie u Niemców funkcjonariuszy.
Fakt ten wywołał prawdziwą wściekłość litewskiego garnizonu w Podbrzeziu. Postanowiono wziąć krwawy odwet na Polakach – mieszkańcach Glinciszek. Według przyjętego niemieckiego zwyczaju zdecydowano zamordować po 10 Polaków za każdego zabitego funkcjonariusza.
O 6 rano do pogrążonych jeszcze we śnie mieszkańców majątku wtargnął wyraźnie żądny zemsty oddział 258 batalionu litewskiego pod dowództwem porucznika Polekauskasa. Zaspanych ludzi brutalnie wyciągano z mieszkań. Nieszczęśników, a było ich 40, popędzono w kierunku pobliskiej szosy i tam, przy skrzyżowaniu traktu z aleją parkową, rozpoczęto egzekucję.
Ogółem zamordowano 38 osób, jak miejscowych tak też przyjezdnych. Masakrę opisał naoczny świadek, czternastoletni wówczas Henryk Koneczny, który wyszedł wcześniej do ogrodu, skąd ukryty za krzakiem – obserwował przebieg krwawej rzezi.
Rozstrzeliwano partiami, nie szczędząc nikogo – dzieci, kobiety, starców. Zabito m. in. czworo małych dzieci od 3 do 5 lat i czworo ludzi starych, od 63 do 84 lat. Jedenastu mężczyzn sprowadzonych specjalnie przez policję musiało wykopać dół, do którego byle jak wrzucono ciała ofiar.
Wieść o straszliwej zbrodni dotarła do Komara, który natychmiast wyruszył do Glinciszek samochodem służbowym w towarzystwie zastępcy kierownika LO – Niemca Hoffmanna i niemieckiego kierowcy.
Po zorientowaniu się na miejscu o tragicznym wydarzeniu, Komar pośpieszył w drogę powrotną do Wilna przez Podbrzezie. Tu doszło do nowej tragedii.
Litwini zatrzymali samochód, wyciągnęli z niego Komara, a Niemcom kazali jechać dalej. 34-letni Komar wyrwał się litewskim policjantom, lecz przy próbie ucieczki został postrzelony, a następnie bestialsko uśmiercony przez oprawców. Wśród Litwinów panowało podobno przekonanie, że zlikwidowali komendanta AK Aleksandra Krzyżanowskiego „Wilka”.
Wkrótce do Glinciszek przybyli niemieccy policjanci wraz z przedstawicielami LO.
Po przeprowadzeniu dochodzenia ściągnęli z Podbrzezia Litwinów i kazali im dokonać ekshumacji zwłok. Gdy to nastąpiło, ciała złożono do trumien i pogrzebano nieopodal drogi wiodącej do Podbrzezia. Władysław Komar za zgodą Gebietskommisara Horsta Wolfa z pomocą rodziny spoczął na wileńskiej Rossie.
Na rozkaz naczelnika niemieckiego sztabu zwalczania partyzantki Musila aresztowano dowódcę oddziału litewskiego Polekauskasa, odpowiedzialnego za dokonanie masakry i 33 żołnierzy. Stanęli oni przed sądem SS. Ten zagroził rozstrzelaniem, aczkolwiek skończyło się na przeniesieniu ich w inne miejsce.
Już 20 czerwca w godzinach popołudniowych sztab V Brygady „Łupaszki” został powiadomiony o mordzie w Glinciszkach. Dowódca brygady natychmiast zarządził alarm bojowy i pogotowie marszowe. Do majątku wysłano najpierw sekcję zwiadu konnego, a w ślad za nią oddział kawalerii i piechoty.
Jednakże jednostki V Brygady dotarły do Glinciszek już po wycofaniu się Litwinów.
Oczom partyzantów ukazał się wstrząsający obraz. W przydrożnych rowach leżały jeszcze nieprzykryte ziemią trupy mieszkańców majątku. Niektóre kobiety przed rozstrzelaniem przywiązano drutem do pni drzew. Widzieli też zbroczone krwią ciała maleńkich dziewczynek.
Na twarzach żołnierzy i oficerów pojawiła się złość i nienawiść. W tej atmosferze rotmistrz Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, w myśl sławetnego oko za oko, ząb za ząb, pochopnie, bez uzgodnienia ze sztabem Wileńskiego Okręgu AK, postanowił dokonać krwawego odwetu. Wybór padł na litewską wieś Dubinki, w której, jak się dowiedziano od siatki konspiracyjnej, mieszkały rodziny niektórych policjantów – sprawców masakry w Glinciszkach. Niebawem o tych tragicznych wydarzeniach dowiedziało się także dowództwo Okręgu AK. „Wilk” Krzyżanowski zakazał odwetu, postanowił zareagować tylko bezkrwawą demonstracją siły oddziałów AK na Litwie Kowieńskiej. Operację tę powierzono zgrupowaniu AK majora Mieczysława Potockiego „Węgielnego”. Równocześnie komendant „Wilk” wysłał natychmiast do brygady „Łupaszki” łącznika z rozkazem, zabraniającym podejmowania jakichkolwiek kroków odwetowych na ludności cywilnej.
Niestety, łącznik nie dotarł na czas, gdyż V Brygada znajdowała się już w szybkim marszu w kierunku Dubinek.
Oddziały brygady „Łupaszki” 23 czerwca zaatakowały ufortyfikowaną litewską wieś, przełamały umocnienia, i, niestety, dokonały – jako pochodnej z Glinciszek – krwawej rozprawy z 27 mieszkańcami, wśród których były też kobiety i nieletnie dzieci. A przyznać trzeba, że pod gorącą rękę trafiła się im też Polka Anna Górska z kilkuletnim synkiem. W ten sposób dowództwo V Brygady złamało rozkaz nr 5 z dnia 12 kwietnia 1944 roku, w którym kategorycznie zabroniono stosowania jakiegokolwiek gwałtu w stosunku do ludności cywilnej, niezależnie od narodowości i wyznania.
Roman Korab-Żebryk w książce, opatrzonej tytułem „Biała Księga. W obronie Armii Krajowej na Wileńszczyźnie” pisze:
„Ten pojedynczy przypadek w historii AK na Wileńszczyźnie zbiorowego mordu na ludności cywilnej jest zbrodnią, która splamiła honor Armii Krajowej. Takie postępowanie obce było etosowi AK. Nie mogą tej zbrodni usprawiedliwiać nadzwyczajne okoliczności – zrozumiałe wzburzenie całego oddziału na wieść o wymordowaniu w Glinciszkach prawie 40 Polaków, w tym ciężarnych kobiet, starców i dzieci. Mogą one jedynie stanowić okoliczność łagodzącą. Również natarcie brygady „Łupaszki” na Dubinki nie było podobne do akcji litewskiej policji w Glinciszkach. Dubinki były przygotowane do samoobrony, dwór w Dubinkach był broniony przez bunkier ze stałą załogą policyjną. Bunkier został zdobyty przez zaskoczenie atakiem granatami, komendanta załogi policyjnej zastrzelono we własnym mieszkaniu. Akcja odwetowa miała więc, przynajmniej częściowo, charakter walki zbrojnej, a nie otwartego morderstwa”.
Tak zresztą ocenia odwet w Dubinkach nie tylko Korab-Żebryk, ale też cała polska historiografia.
Miejscowa ludność nigdy nie zapomniała o straszliwej tragedii w Glinciszkach. Na jej miejscu składano kwiaty, ustawiano krzyże, w pewnym momencie ofiary zaczęła uwieczniać kamienna bryła. Z napisem po rosyjsku informującym, że tu spoczywają „żertwy faszizma”. W roku 1994 w miejsce tablicy rosyjskiej pojawiła się polska, poświadczająca, iż miejsce to jest miejscem wiecznego spoczynku ofiar II wojny światowej. Żeby mniej ubliżać prawdzie historycznej, w roku 1997 z inicjatywy podbrzeskiego koła Związku Polaków na Litwie obok kamienia przemilczającego wstydliwie sprawców zbrodni ustawiono metalowy krzyż z tablicą, na której widniał napis: „Zginęli 20 czerwca 1944 roku dlatego, że byli Polakami” oraz wymieniana z imion i nazwisk pełna lista poległych. Prawda próbowała więc uchylić delikatnego niczym muślin rąbka tajemnicy.
Społeczność polska na Litwie miała prawo liczyć, że tej do końca stanie się zadość.
Po tym, kiedy do akcji uporządkowania miejsca zbiorowej mogiły włączyła się Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z siedzibą w Warszawie, sporządzając całościowy jego projekt. Starosta gminy Henryk Gierulski wspomina o wielkiej radości na wieść, iż spoczywający w Glinciszkach będą mieli nareszcie osobne krzyże, czyli że zostanie założony cmentarzyk.
Jego uroczyste otwarcie nastąpiło 4 lipca 1999 roku. Owszem, wcześniej dokładnie splanowane krzyże stanęły w smutnym dwuszeregu, na granitowej płycie z wizerunkiem Ostrobramskiej Pani wyryto imiona i nazwiska wszystkich poległych. Radość z tego faktu została jednak wyraźnie zmącona.
Napisowi o spoczywających ofiarach nie towarzyszyła bowiem informacja, z czyjej ręki padły. Jak się później okazało, nie do końca stanowcze w tym względzie były placówki dyplomatyczne Rzeczypospolitej Polskiej w Wilnie, pilotujące temat uwiecznienia krwawej masakry rodaków w Glinciszkach. Po tym, gdy strona litewska wyraźnie stanęła okoniem, by nazwać rzeczy po imieniu, zaniechano wykucia w granicie pełnej prawdy. Tymczasem jej brak jakże wymownie choć sarkastycznie skwitował jeden z obecnych na uroczystości starszych ludzi: „To tak, jakby zostali oni zamordowani przez kosmitów”.
Taka konstatacja ma rację bytu, jeśli się uzmysłowi, że na pomniku ofiar „Łupaszki” w Dubinkach sprawcy zostali przez Litwinów wskazani. I słusznie. Bo o okrucieństwach wojny mówić półgębkiem bądź półprawdami się nie da. Choćby cała prawda była niewygodna, bolesna, padała cieniem na dziś żyjących. Bo niedomówienia niepotrzebnie obrastają emocjami, pozostawiają w świadomości gorzki osad. Nie przyczyniając się do tego, by z obu stron niczym na zgodną komendę wyciągnęły się dłonie na znak pojednania i padły niekłamane przeprosiny.
Henryk Mażul
Ostatnia aktualizacja: 18 czerwca, 2015